Dzieje Chyloni – Mariusz Zaborowski

0
5830
gdynia portal historia gdyni stare zdjecia gdyni 111
gdynia portal historia gdyni stare zdjecia gdyni 111
Poniżej przedstawiam złączony w całość cykl artykułów poświęconych historii Chyloni napisanych przez Pana Mariusza Zaborowskiego, nauczyciela historii w Szkole Podstawowej nr 10 w tejże dzielnicy. Pierwotnie były opublikowane w latach 1999-2000 na łamach dzielnicowej gazetki „Przegląd Chyloński”. Teraz, za zgodą autora, zostały powielone na niniejszej stronie, za co serdecznie dziękuję.
Zwracam jednak uwagę, że część informacji zawartych w tych artykułach stoi w sprzeczności z najnowszymi wynikami prac badawczych prowadzonych m.in. przez dra Tomasza Rembalskiego. O wynikach tych badań Pan Mariusz Zaborowski 10 lat temu wiedzieć nie mógł.
W artykułach dokonałem drobnych poprawek redaktorskich, aby poszczególne fragmenty publikowanej pierwotnie w odcinkach historii Chyloni, stanowiły spójną całość.
.

Z dziejów Chyloni – Mariusz Zaborowski

.Początki wsi Chylonia

Nazwa Chylonia pojawia się po raz pierwszy w 1260 r. Nie dotyczyła ona jednak wsi, ale rzeczki będącej granicą stacji rybackiej nadanej klasztorowi norbertanek w Żukowie przez księcia Pomorza Gdańskiego, Świętopełka. Ówczesna nazwa Chyloni brzmiała “Kilona”.
Sama wieś pojawia się w dokumentach dopiero w 1351 r. jako Heinrichsdorf, potem przez trzy stulecia jako różne formy nazwy Chyłowo (Kylow, Kilowo, Kylau, Kylaw, Chiloua, Chilowa, Chilowo). Równocześnie z nazwą Chyłowo pojawiają się jednak nazwy Chilona, Chilonii, Chylony, ale dopiero w XVII w. ustala się dzisiejsza nazwa Chylonia.
Istnieje obecnie kilka teorii pochodzenia nazwy Chylonia. Jedna z nich sugeruje, że nazwa wsi wzięła się od popularnego na Pomorzu nazwiska Chyła, kolejna zaś wywodzi nazwę od czasownika “chylić się”.
Pierwotnie Chylonia była własnością krzyżacką, a w 1580 r. jako jej właściciel figuruje Jan Sokołowski. Później jest w posiadaniu królewicza Aleksandra Sobieskiego (1702 r.) oraz rodziny Przebendowskich (druga połowa XVIII w.). W 1789 r. Chylonia liczyła 17 “ dymów”, czyli gospodarstw wiejskich. Pół wieku później, w 1843 r., folwark Przebendowskich został rozparcelowany i wieś zamieszkiwało 31 włościan, czyli właścicieli gospodarstw chłopskich.
Położenie Chyloni było bardzo korzystne dla jej rozwoju, przede wszystkim ze względu na fakt, że przechodził przez nią nadmorski szlak komunikacyjny, zwany szosą Gdańską i Wejherowską. Dlatego już od 1786 r. Chylonia znalazła się na trasie tzw. pocztowego kursu pomorskiego, wiodącego z Berlina do Królewca m.in. przez Wejherowo, Chylonię, Kack i Gdańsk. Stały przystanek w Chyloni znajdował się przy oberży Thymiana (dzisiaj ulica Chylońska 25). Był on oddalony od kolejnego przystanku w Grabówku o ćwierć mili (ponad 2 km).
W 1870 powstała w Chyloni linia kolejowa z Gdańska do Szczecina oraz dworzec, będący głównym dla okolicznych miejscowości. Fakt, że znajdował się prawie o 2 km od centrum wsi, spowodował wykształcenie się tu drugiego centrum zwanego Chylońską Piłą. Obecnie stacja kolejowa nie jest już używana (peron 3 dworca w Chyloni).
W Chyloni przy głównym trakcie, znajdowały się 3 karczmy (dwie przy ul. Chylońskiej 25 i 46 oraz “Dwór Lipowy”), 2 czynne młyny wodne(Górny przy ul. Chylońskiej 28 oraz Dolny za torami kolejowymi), rzeźnia, chłodnia, warsztat rzeźnicki i sklep mięsny (wszystko to przy ul. Chylońskiej 55) oraz tartak (na wysokości ul. Puckiej). Znajdowały się tu także: kościół pw. św. Mikołaja (założony przez Krzyżaków), szkoła katolicka (powstała w 1819 r.), a także posterunek żandarmerii pruskiej (przy ul. Chylońskiej 76) oraz nadleśnictwo z małą osadą.
Na koniec kilka informacji statystycznych. Chylonia należała do powiatu wejherowskiego (zabór pruski) i miała obszar 82 włók, czyli około 1400 ha. Zamieszkiwało ją 438 katolików i 85 ewangelików. Zapis ten sugeruje, co niekoniecznie musi być prawdą, że katolik to Polak, a ewangelik to Niemiec.

Święta Góra

Teraz kilka słów o tak zwanej świętej górze. Zgodnie z dawnymi wierzeniami miał się tu objawić św. Mikołaj i błogosławić okolicznym mieszkańcom. Dlatego też w XVI wieku mieszkańcy postawili na górze drewnianą kapliczkę. Gdy rozpadła się ona ze starości, Przebendowscy zbudowali w 1732 r. murowaną kapliczkę z figurką św. Mikołaja. Obok niej osiadł pustelnik Feliks Weseli.
Kapliczka z figurką i sąsiednie źródełko stały się miejscem szczególnym. Biskup Stanisław Szembek podczas wizytacji diecezji usłyszał, że luteranie w czasie reformacji kilkakrotnie chowali figurkę św. Mikołaja, by zlikwidować pielgrzymki na świętą górę, ale ona za każdym razem wracała na to samo miejsce. Pewnego dnia jednak zginęła na dobre. Woda ze studzienki miała również cudowną moc.Któregoś razu przybył do niej człowiek ze ślepym koniem. Przemył on wodą oczy swemu koniowi i woda straciła swą moc. Kaplica zaś została przewrócona przez wiatr w 1845 r.
W początku XIX w. została postawiona także inna kapliczka św. Mikołaja koło młyna nad Chylonką.

Chylonia na początku XX wieku

Chylonia była nie tylko siedzibą sołectwa, ale i wójtostwa. Według statystyki pruskiej z 1911 r. w Chyloni po kaszubsku mówiło 147 dzieci, po niemiecku 30, po kaszubsku i niemiecku 19, a po polsku…tylko 3. W czasie działalności niemieckiej Komisji Kolonizacyjnej w Chyloni udało się jej wykupić z rąk polskich 140 ha ziemi (dla porównania w Grabówku- 159 ha, w Witominie-191 ha, a w Kolibkach-464 ha). Chylonia miała 755 ha.
O udziale mieszkańców Chyloni w I wojnie światowej i w ciągu dwóch lat po jej zakończeniu informuje pomnik znajdujący się przy ulicy Działdowskiej. Cztery tablice wokół cokołu zawierają nazwiska 40. parafian chylońskich poległych na froncie wschodnim i zachodnim w latach 1914- 1920.
Niepodległość odzyskana przez Polskę po I wojnie światowej zastała Chylonię w dość niezwykłej sytuacji. Otóż Chylonia była wsią większą niż Gdynia (!) I nic nie zapowiadało, że w niedługim czasie Gdynia stanie się miastem, a Chylonia jej dzielnicą. Co równie ciekawe – chylonianie, uważając się za bardziej cywilizowanych, nazywali mieszkańców Gdyni “szade kloski”, co oznaczało biedaków jedzących tylko kartoflane kluski. A żeby było jeszcze ciekawiej, pierwszy polski wójt Gdyni Jan Radtke (wybrany 30 sierpnia 1919 r.) został równocześnie sołtysem Chyloni.
Informator o diecezji chełmińskiej, wydany w 1928 r. i przygotowany przez kurię biskupią, zawiera kolejne informacje statystyczne. Dowiadujemy się stąd, że wieś Chylonia leżała w powiecie morskim, a kościół parafialny św. Mikołaja należał do dekanatu wejherowskiego. Dopiero w 1915 r. odłączono parafię chylońską od Oksywia. Proboszczem został wtedy ksiądz Franciszek Mengel. Na terenie parafii (Chylonia+Cisowa) mieszkało 2136 Polaków (prawie wszyscy katolicy, tylko 5 ewangelików), 59 Niemców (35 katolików i 24 niekatolików), 6 Francuzów i jedna rodzina żydowska.Chylonia miała także polską szkołę powszechną. Zajęcia odbywały się w budynku dzisiejszego tzw. Skansenu, czyli filii Szkoły Podstawowej nr 10. Budynek ten istniał jeszcze przed wojną i słynął z tego, że ciągle były w nim remonty. Pierwszym dyrektorem tej dwuklasowej wówczas szkoły był Antoni Głombiowski. Za skromny pokój dobudowany do szkoły musiał on bezpłatnie sprzątać i opalać sale szkolne. W drugiej połowie lat 20-tych do szkoły tej uczęszczało 147 dzieci (145 katolickich i 2 ewangelickich) w czterech klasach.
Jak wyglądała Chylonia w początkach wieku? Próbę odpowiedzi na to pytanie można znaleźć we wspomnieniach Stanisława Ludwiga (źródło: Rocznik Gdyński nr 9), który 2,5 roku mieszkał u swojego wuja w chylońskiej leśniczówce: Od dworca kolejowego do nadleśnictwa prowadzi szosa wzdłuż torów. Z prawej strony – pola i las dochodzący blisko szosy, z lewej, za tartakiem, znajdującym się przy dworcu, również pola i olbrzymie łąki i torfowiska, ciągnące się aż do morza. Mija się niewiele domków. Ich większe skupisko znajduje się koło zakrętu szosy, są i domy murowane. Przechodzimy przez most nad Chylonką. Z prawej jest spory staw, z lewej zapora przy młynie. Drewniane koryto kieruje strumień wody na obracające się wielkie koło młyńskie. Tuż za młynem odchodzi w lewo droga do kościoła,a w prawo wąska droga do nadleśnictwa.
Jak wyglądało życie codzienne mieszkańców Chyloni? Tu pomocne okazują się wynurzenia Leona Pohnke, gdyńskiego lekarza, urodzonego w Chyloni (żródło: Rocznik Gdyński Nr 8 – reportaż Mirosławy Walickiej „Znad Chylonki”):
W murowanych, przeważnie krytych strzechą domach prowadzono życie dostanie, ale dość proste. Nie było zwyczaju picia prawdziwej kawy. Pito zbożową, paloną z własnego ziarna i zabielaną mlekiem. Jej smak podnosiła przejrzysta jak kryształ woda, czerpana wprost z Chylonki. Ta mała, niepozorna struga, wypływająca ze stoków Świętej Góry (…) miała wyjątkowo czystą wodę… (…) Kaszubskie białki robiły swetry z wełnianych nici, które przedtem w długie jesienne wieczory snuły w kołowrotkach, zwanych kołkami. Wełna pochodziła z własnych owiec. Dzieci pomagały w gospodarstwie. Dla własnego utrzymania mieszkańcy Chyloni sprzedawali zboże, ziemniaki, największy jednak zysk przynosił handel torfem, którym palono i który dawał wiele ciepła.
Dziwny zwyczaj związany z naszą okolicą opisuje gdynianka Małgorzata Trawińska (źródło: Edward Obertyński, „Gawędy o starej Gdyni”):
W pierwszy dzień świąt Wielkiejnocy, wcześnie przed wschodem słońca, dziewczęta ze wsi spieszyły nad rzeczkę Chylonkę, żeby w wodzie przemyć twarz. Miało to chronić przed wyrzutami na twarzy i zapewnić gładką cerę. Jak się wracało, nie wolno się było oglądać, bo można było zobaczyć czarta, a wtedy twarz się wykrzywiała na zawsze. Nie wolno też było rozmawiać, bo gdyby się która odezwała, zaczęła się jąkać i mogło jej to zostać na całe życie.
W otaczającym Chylonię lesie, zgodnie z relacją Stanisława Ludwiga, urządzano polowania dla urzędników z Dyrekcji lasów i Dyrekcji Kolei z Gdańska oraz dla oficerów marynarki z Pucka. Polowano na dziki, jelenie, lisy i zające, których było pod dostatkiem w chylońskich lasach. Jelenie, sarny i dziki można było spotkać nawet podczas spaceru po lesie. Autorstwa p. Ludwiga jest również bardzo plastyczny opis ogrodu znajdującego się na terenie nadleśnictwa (źródło: Rocznik Gdyński nr 9):
Wtenczas wartki strumień Chylonki, czystej pełnej ryb ( w tym pstrągów), był na terenie ogrodu. Na prawym brzegu rosły krzewy malin i porzeczek, po drugiej stronie- sporo drzew owocowych. W stronę lasu ogród ciągnął się daleko i obejmował spory (…) staw, a dalej ciągnął się warzywnik. Za ogrodem zaczynał się las, oddzielony łąką.
Warto dodać, że wuj autora powyższych słów, Mieczysław Plocer, był pierwszym polskim nadleśniczym w Chyloni.
Na koniec kilka uwag p. Pohnke o chylońskich karczmach (źródło: Rocznik Gdyński nr 9):
Podróżujący zostawiali konie, posilali się w sąsiadujących z obejściami gospodarskimi restauracjach. Do częstych gości należeli handlarze gęśmi, którzy swój skrzydlaty towar wieźli w specjalnie urządzonych wozach, po drodze sprzedając go chętnym… Przy zajeździe mieścił się zwykle sklep kolonialny, a na piętrze pokoje gościnne. W dużej sali restauracyjnej odbywały się różne imprezy, zabawy, zebrania (…) i wesela.
Większość mieszkańców Chyloni, podobnie jak okolicznych wsi, znało przynajmniej dwa z trzech używanych tu języków-kaszubski, niemiecki oraz polski. Dlatego też nie było specjalnych problemów z porozumieniem się między sobą. W języku kaszubskim różniła ich jednak pewna kwestia:wymawianie lub nie wymawianie litery “ł”. Tych którzy ją wymawiali nazywano lesakami, tych zaś, co mówili “l” zamiast “ł”- belakami. Chylonianie, “jako wyżej cywilizowani”, należeli do pierwszej grupy, do drugiej natomiast mieszkańcy Obłuża, Oksywia, czy Kosakowa.
Poczta w Chyloni ma długą, przeszło stuletnią historię. 1 IX 1870 r. została uruchomiona ekspedycja kolejowa umieszczona na dworcu w Chyloni. Gdy Polska odzyskała niepodległość, urzędowi obrachunkowemu w Chyloni została podporządkowana… poczta gdyńska. Jesienią 1927 r. urząd pocztowo-telegraficzny w Chyloni przeniósł się do nowo zbudowanego budynku przy ulicy Chylońskiej 124, gdzie znajduje się po dziś dzień.
Dużo ciekawych informacji udało mi się zdobyć od mieszkańców naszej dzielnicy, którzy tu mieszkają od lat. Najpierw zgłosiła się do mnie pani Maria Pilarczyk i zachęciła do spotkania ze swoją mamą, 89-letnią (piękny wiek!) panią Antoniną Kujawą, z domu Kuhl. Później miałem przyjemność porozmawiać z panią Krystyną Łącką i panem Mikołajem Schlommem. A oto efekt tych rozmów.
W Chyloni mieszkał i na dzisiejszej ulicy Puckiej miał swój sklep z materiałami Żyd o nazwisku Sternfeld. Zajmował się również skupem skór. Gdy wybuchła II wojna światowa, wedle relacji świadków tych wydarzeń, Niemcy kazali mu wykopać dół i nad nim go zamordowali.
Inny z kolei chylonianin, weterynarz o nazwisku Moza miał… papugę. Każdemu wchodzącemu mówiła ona po niemiecku “Guten morgen” lub “ Guten tag”, albo też “Herein!” (proszę wejść!). Właściciel papugi mieszkał tuż obok budynku policji (ul. Chylońska 76).
Na ul. Chylońskiej 55 w okolicy dzisiejszego pubu “Titanic” znajdowała się dzielnica luterańska. Sam budynek pubu i spory obszar wokół niego były własnością rzeźnika Otto Banduscha. Miał on dom, oborę, stodołę, sklep oraz warsztat rzeźnicki. Niedaleko niego mieszkał stolarz Emil Fischer, który zaginął w czasie II w.św. Ewangelikami były także mieszkające po przeciwnej stronie rodziny Sornów (później wyemigrowali do Niemiec) i wspomnianych wcześniej Mozów.
Między ulicami Św. Mikołaja a Morską znajdowały się wspaniałe tereny ogrodowe. Były one własnością ogrodników: Grych, Klepka, Tyczewski i Torchalski.
W Chyloni były dwie kuźnie. Jedna z nich znajdowała się na rogu ulic Chylońskiej i Św. Mikołaja i była własnością Sztarnickiego. Właścicielem drugiej był Wasilke i znajdowała się w głębi ul. Chylońskiej w kierunku na ul. Pucką. Dwóch Konkolów było kołodziejami (prawa strona ul. Chylońskiej), podobnie Sprechtka (ul.Chełmińska), Karczewski-rzeźnikiem (róg ul. Chylońskiej i Św. Mikołaja), Simon – szewcem (koło Konkolów), a Dzienisz (przy rogu ul. Chylońskiej i Starogardzkiej) i Klawikowski (koło SP 10) – piekarzami. Brzezińscy mieli sklep żelazny i sprzedawali opał (prawa strona ul. Chylońskiej).
Właścicielem tartaku, znajdującego się między ul. Pucką a dworcem w Chyloni, był płk Bełdowski; Górnego Młyna, na ul. Chylońskiej 28, Kriesel; Dolnego zaś, za torami kolejowymi na Leszczynkach, Orzeł. Karczmy należały do Vossa (Chylońska 25), Semmerlinga (Chylońska 46) oraz Sokołowskiego (Dwór Lipowy).Dyrektorem szkoły był Antoni Głombiowski, a proboszczem parafii św. Mikołaja-Franciszek Mengel. Właśnie u proboszcza były ponoć najsmaczniejsze śliwki…
Pierwszy lekarz w Chyloni nazywał się Kamiński i mieszkał u rodziny Dobków (okolice rzeźni Banduscha). Dentystami byli Binerowska (mieszkająca na rogu ulic Chylońskiej i Starogardzkiej) oraz Rekowski (przyjmujący w domu Jasińskich przy ul. Chylońskiej).
W Chyloni była również Straż Pożarna ( na ul Lubawskiej), wędzarnia ryb Sędkowskiego (ul. Pucka za przejazdem), fabryka octu i kiszonek Nagórskiego (okolice dzisiejszej GSM na ul. Helskiej). Na rogu ul. Wiejskiej i Gniewskiej była także ochronka prowadzona przez dwie siostry ( siostra przełożona i siostra Ludwika).

Włączenie Chyloni do Gdyni

29 kwietnia 1930 r. rozporządzeniem Prezydenta RP Ignacego Mościckiego Chylonia, razem z Redłowem, została włączona do Gdyni. Stało się to przy ciągłym, ostrym sprzeciwie Rady Gminnej Chyloni. Już na posiedzeniu w dniu 17 października 1925 r. Rada postanowiła “14 głosami przeciw 2. nie zgodzić się na włączenie Chylonji do Gdyni”. Dwa lata później Rada zajmowała się tym samym problemem. Tym razem decyzja Rady była jednogłośna: “Uchwala się jednogłośnie nie przystąpić do miasta Gdyni. (…)Rada Gminna motywuje uchwałę swoją tem, że Gdynia ma chwilowo pod dostatkiem terenu na rozbudowę i Chylonja, jako jednostka samorządowa jest w stanie utrzymać się o własnych siłach i przez przyłączenie do Gdyni powstałyby dla Chylonji dotkliwe ciężary i utrudnienia pod względem administracyjnym”. Stanowisko Rady Gminnej nie miało jednak znaczenia – Chylonia i tak stała się częścią Gdyni.
Jednym z głównych celów dla Chyloni była budowa nowego, dobrze wyposażonego budynku szkolnego. Dotychczas zajęcia odbywały się w kilku miejscach: w Skansenie (2 sale), w domu Vossa przy ul. Chylońskiej 91 (2 sale), w dwóch domach J. Wittbrotowej (2 sale) i w baraku na tzw. Polance, będącej własnością Vossa (2 sale). W sumie było więc 8 sal lekcyjnych rozmieszczonych w pięciu miejscach. Dzierżawa tych pomieszczeń kosztowała miasto rocznie 8 200 zł. Wyposażenie tych sal było jednak dalekie od oczekiwań, o czym świadczy pismo kierownika szkoły Antoniego Głombiowskiego do Komisariatu Rządu w Gdyni z dnia 1 marca 1932 r. : “Dla nowo urządzonych dwóch klas u p. Vossa brakną następujące sprzęty szkolne: 18 ławek, 2 tablice, 2 katedry, 2 szafy, 2 krzyże, 2 obrazy p. Prezydenta, 2 obrazy p. Marszałka, 2 kosze do papieru, 60 kałamarzy, 2 spluwaczki i wieszaki”.Jednak zanim wynajęto pomieszczenia od Vossa sytuacja była jeszcze gorsza. W piśmie do Inspektora Szkolnego z Wejherowa do wspomnianego wyżej Komisariatu Rządu wGdyni z 13 października 1931 r. można się dowiedzieć, że nauka odbywa się na trzy zmiany, co odbijało się “ bardzo ujemnie na stanie zdrowotno-higienicznym dziatwy i bardzo ujemnie na samej pracy wychowawczo- dydaktycznej”.
Dnia 1 września 1935 r. oddano do użytku nowoczesny budynek szkolny przy ul. Morskiej 192. Zbudowała go firma “Inż. E. Morawski i Spółka”. Był to budynek, w którym znajdowało się 8 sal lekcyjnych – stanowił więc połowę dzisiejszego. Tego samego dnia zarządzeniem Kuratorium Okręgu Szkolnego Poznańskiego (!) zorganizowano we wspomnianym wcześniej budynku 7-klasową publiczną szkołę powszechną nr 10 w Gdyni Chyloni. Jej pierwszym kierownikiem został Franciszek Kortas (Antoni Głombiowski zakończył swoją pracę w szkole 30 czerwca 1933 r. , a przez następny rok kierował szkołą niedawno zmarły Eugeniusz Brach, który wrócił na stanowisko tuż po II w. św.). 4 listopada 1937 r., pismem Inspektora Szkolnego, przemianowano publiczną szkołę powszechną nr 10 na publiczną szkołę powszechną stopnia III.
Przed wojną w weekendy w okolicach dzisiejszej fermy lisów (na tzw. polance Vossa) w lesie odbywały się od kwietnia do września zabawy chylońskie. Wspólnymi organizatorami były osoby prywatne i stowarzyszenia dzielnicowe (np. gołębiarze); każdy za coś był odpowiedzialny. Ludzie bardzo chętnie na to przychodzili i po dziś dzień mieszkańcy Chyloni wspominają z sentymentem te rozrywki.
Inną formą przyjemnego spędzania wolnego czasu były coroczne dożynki. Organizowano je w dwóch miejscach. Pierwsze znajdowało się na Meksyku, na lewo od wyjścia z tunelu, drugie zaś na składowisku drewna z tartaku (pole Vossa) w miejscu, gdzie stoją dzisiaj bloki przy ul. Chylońskiej 111 – 117.
Jeśli już mowa o Meksyku, to warto wiedzieć, że autorem owocowych nazw ulic w tej części Chyloni (takich jak Agrestowa, Porzeczkowa czy Wiśniowa) był inżynier Józef Budziakowski. A owocowych ulic na Meksyku jest aż 15. Inż. Budziakowski jest autorem wielu nazw ulic w całej Gdyni oraz nazwy jednej z dzielnic, Orłowa.

Chylonia w czasach II Wojny Światowej

II wojna światowa w Gdyni kojarzy nam się przede wszystkim z obroną Kępy Oksywskiej. Ale i nazwa Chyloni pojawia się i przy tej okazji, a to za sprawą pociągu pancernego Smok Kaszubski. Budowniczymi jego w przededniu wojny byli pracownicy Warsztatów Portowych Marynarki Wojennej na Oksywiu z inicjatywy kapitana marynarki Jerzego Błeszyńskiego. Pociąg składał się z lokomotywy obudowanej płytami stalowymi, dwóch opancerzonych wagonów, dwóch węglarek i platformy z narzędziami i szynami. Uzbrojono go w działka kaliber 37 m i karabiny maszynowe. Jego dowódcą został wspomniany kpt mar. Błeszyński, a po jego zranieniu, zakończonym śmiercią w szpitalu, porucznik marynarki Florian Hubicki. Obsługa została wyznaczona spośród gdyńskich kolejarzy. W dniach 6-12 września 1939 r. Smok Kaszubski wspierał Polaków w rejonie Wejherowa, Redy i Rumi. W czasie postoju, w dniu 12 września, koło stacji kolejowej w Chyloni, został zaatakowany przez grupę niemieckich bombowców i ciężko uszkodzony. W ten sposób słynny pociąg pancerny zakończył swój szlak bojowy właśnie w Chyloni. Chylońscy mężczyźni zostali przez Niemców zgromadzeni w szkole (nr 10) i stamtąd przewiezieni do Wejherowa, później Luzina i Starogardu, by w końcu trafić do oflagów (Woldenberg/Dobiegniew) i II D (Borne/Grossborn).
Po zajęciu Polski Pomorze Gdańskie, podobnie jak Kujawy, Wielkopolska, Górny Śląsk i część Mazowsza, zostało bezpośrednio przyłączone do III Rzeszy. Pierwszym niemieckim sołtysem Chyloni (Kielau) został rzeźnik Otto Bandusch. W pamięci mieszkańców zapisał się jako ten, który roztoczył opiekę nad rdzennymi mieszkańcami Chyloni. Jeśli któryś z nich został aresztowany lub wysłany do obozu, Bandusch zrobił wszystko, żeby tego kogoś uwolnić. Mieszkańcy stwierdzają również, że nie było żadnych przeszkód ze strony Niemców np. w chodzeniu do kościoła.
Wyzwolenie przyszło w poniedziałek 26 marca 1945 r. od strony Witomina. Wojska radzieckie i polska 1 Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte wzięły wtedy do niewoli ponad 7 tysięcy żołnierzy i oficerów niemieckich od Grabówka po Rumię.

Chylonia w okresie PRL

Okres PRL-u w Chyloni to przede wszystkim wzrost liczby mieszkańców i, co za tym idzie, pojawienie się całej rzeszy ludzi obcych, którzy przybyli na Wybrzeże za pracą. Ale pracy w Chyloni było niewiele głównym miejscem zatrudnienia były gdyńskie stocznie. Chylonia dzięki polityce władz stała się sypialnią Gdyni i prowincjonalną jej dzielnicą. Powstała cała rzesza wieżowców i bloków, co zaowocowało liczbą 21 tysięcy mieszkańców w roku 1970.
Ale za wielkością zaludnienia nie nadążało zapewnienie im możliwości przyjemnego spędzania wolnego czasu. Fakt, że funkcjonowało kino “Promień”, ale każdy kto w nim był pamięta pewnie “komfort” oglądania tam filmów. Były biblioteki, boiska (różnej zresztą jakości), nie było za to sali gimnastycznej z prawdziwego zdarzenia, jaką posiadała np. SP nr 31 w sąsiedniej Cisowej. Potrzeby religijne, które zresztą nie były w cenie u władz, miała zaspokajać leżąca na skraju dzielnicy parafia pod wezwaniem św. Mikołaja. Oczywiście w rzeczywistości robiły to dodatkowo jeszcze parafie pw. Przemienienia Pańskiego w Cisowej i pw. Matki Boskiej Różańcowej na Demptowie. Dopiero głęboki schyłek komunizmu przyniósł ze sobą zgodę władz na powstanie drugiej chylońskiej parafii pw. św. Jana Chrzciciela i błogosławionego (niedługo później już świętego) brata Alberta.
Bardzo bolesny dla mieszkańców był również kompletny brak troski władz o wygląd dzielnicy. Chylonia nie miała czym przyciągać ewentualnych odwiedzających, bo szarość i brud nie świadczyły nigdy o atrakcyjności jakiegokolwiek miejsca. Pamiętające jeszcze czasy swojej świetności za czasów II Rzeczypospolitej i zaborów kompleks Banduscha i Dwór Lipowy popadły w ruinę i nic nie dawało nadziei, że coś się w tej kwestii zmieni. Także Chylonka przestała przypominać rzekę o przejrzystym nurcie. Meksyk stał się synonimem miejsca zapomnianego przez Pana Boga. Ulice Zamenhofa i Opata Hackiego budziły grozę. Boiska szkolne były chętnie odwiedzane przez pijaków. Ale dla władz problem nie istniał.
Wraz ze wzrostem liczby mieszkańców powstały trzy nowe szkoły podstawowe oraz dwa przedszkola. W ciągu kilkudziesięciu lat do przedwojennej Szkoły Podstawowej nr 10 dołączyły inne: nr 5 (rok założenia 1947), nr 36 (1970) oraz nr 40 (1978). W latach 70-tych zaczęły funkcjonować również 2 wspomniane wyżej przedszkola: nr 27 (od 1973) oraz nr 31 (od 1977). Wśród wymienionych placówek oświatowych najdziwniejszą historię ma Szkoła Podstawowa nr 5 (dzisiaj Zespół Szkół nr 3), którą miałem przyjemność lat temu kilkanaście ukończyć. Rodowód jej sięga jeszcze okresu międzywojennego, kiedy to 6-klasowa “Publiczna Szkoła Powszechna Nr 5 Gdynia Chylonia” najpierw faktycznie mieściła się na terenie Chyloni i Demptowa (nauka odbywała się w czterech punktach oddalonych od siebie nawet o 3 kilometry). Jednakże wobec katastrofalnego stanu głównego budynku szkolnego decyzją władz oświatowych placówkę zamknięto i przeniesiono ją do baraku mieszczącego się na Grabówku przy ul. Dreszera 19. Kierownikiem szkoły w tym czasie był pan Franciszek Poćwiartowski. Po wojnie szkołę z powrotem przeniesiono do Chyloni.
Największym sukcesem okresu PRL-u w Chyloni było wybudowanie w latach 80-tych kompleksu obiektów sportowych Ogniska TKKF “Checz”, na które składały się: pełnowymiarowe boisko trawiaste, boczne boisko treningowe, asfaltowe boisko wielofunkcyjne, trzy korty tenisowe oraz parterowy pawilon. Kosztowało to wiele zabiegów, ale w końcu zakończyło się pomyślnie. Kierownikiem “Checzy”od samego początku po dziś dzień jest pan Roman Bieszke (również radny Rady Dzielnicy Chylonia). Dzisiaj na boisku tym grają zawodniczki żeńskiej drużyny piłki nożnej “Checz”, które od nowego sezonu będą występować znowu w I lidze!
Autor: Mariusz Zaborowski

Dziwny zwyczaj związany z naszą okolicą opisuje gdynianka Małgorzata Trawińska (źródło: Edward Obertyński, „Gawędy o starej Gdyni”):
W pierwszy dzień świąt Wielkiejnocy, wcześnie przed wschodem słońca, dziewczęta ze wsi spieszyły nad rzeczkę Chylonkę, żeby w wodzie przemyć twarz. Miało to chronić przed wyrzutami na twarzy i zapewnić gładką cerę. Jak się wracało, nie wolno się było oglądać, bo można było zobaczyć czarta, a wtedy twarz się wykrzywiała na zawsze. Nie wolno też było rozmawiać, bo gdyby się która odezwała, zaczęła się jąkać i mogło jej to zostać na całe życie.

W otaczającym Chylonię lesie, zgodnie z relacją Stanisława Ludwiga, urządzano polowania dla urzędników z Dyrekcji lasów i Dyrekcji Kolei z Gdańska oraz dla oficerów marynarki z Pucka. Polowano na dziki, jelenie, lisy i zające, których było pod dostatkiem w chylońskich lasach. Jelenie, sarny i dziki można było spotkać nawet podczas spaceru po lesie. Autorstwa p. Ludwiga jest również bardzo plastyczny opis ogrodu znajdującego się na terenie nadleśnictwa (źródło: Rocznik Gdyński nr 9):
Wtenczas wartki strumień Chylonki, czystej pełnej ryb ( w tym pstrągów), był na terenie ogrodu. Na prawym brzegu rosły krzewy malin i porzeczek, po drugiej stronie- sporo drzew owocowych. W stronę lasu ogród ciągnął się daleko i obejmował spory (…) staw, a dalej ciągnął się warzywnik. Za ogrodem zaczynał się las, oddzielony łąką.

Warto dodać, że wuj autora powyższych słów, Mieczysław Plocer, był pierwszym polskim nadleśniczym w Chyloni.

Na koniec kilka uwag p. Pohnke o chylońskich karczmach (źródło: Rocznik Gdyński nr 9):
Podróżujący zostawiali konie, posilali się w sąsiadujących z obejściami gospodarskimi restauracjach. Do częstych gości należeli handlarze gęśmi, którzy swój skrzydlaty towar wieźli w specjalnie urządzonych wozach, po drodze sprzedając go chętnym… Przy zajeździe mieścił się zwykle sklep kolonialny, a na piętrze pokoje gościnne. W dużej sali restauracyjnej odbywały się różne imprezy, zabawy, zebrania (…) i wesela.

Większość mieszkańców Chyloni, podobnie jak okolicznych wsi, znało przynajmniej dwa z trzech używanych tu języków-kaszubski, niemiecki oraz polski. Dlatego też nie było specjalnych problemów z porozumieniem się między sobą. W języku kaszubskim różniła ich jednak pewna kwestia:wymawianie lub nie wymawianie litery “ł”. Tych którzy ją wymawiali nazywano lesakami, tych zaś, co mówili “l” zamiast “ł”- belakami. Chylonianie, “jako wyżej cywilizowani”, należeli do pierwszej grupy, do drugiej natomiast mieszkańcy Obłuża, Oksywia, czy Kosakowa.

Poczta w Chyloni ma długą, przeszło stuletnią historię. 1 IX 1870 r. została uruchomiona ekspedycja kolejowa umieszczona na dworcu w Chyloni. Gdy Polska odzyskała niepodległość, urzędowi obrachunkowemu w Chyloni została podporządkowana… poczta gdyńska. Jesienią 1927 r. urząd pocztowo-telegraficzny w Chyloni przeniósł się do nowo zbudowanego budynku przy ulicy Chylońskiej 124, gdzie znajduje się po dziś dzień.

Dużo ciekawych informacji udało mi się zdobyć od mieszkańców naszej dzielnicy, którzy tu mieszkają od lat. Najpierw zgłosiła się do mnie pani Maria Pilarczyk i zachęciła do spotkania ze swoją mamą, 89-letnią (piękny wiek!) panią Antoniną Kujawą, z domu Kuhl. Później miałem przyjemność porozmawiać z panią Krystyną Łącką i panem Mikołajem Schlommem. A oto efekt tych rozmów.

W Chyloni mieszkał i na dzisiejszej ulicy Puckiej miał swój sklep z materiałami Żyd o nazwisku Sternfeld. Zajmował się również skupem skór. Gdy wybuchła II wojna światowa, wedle relacji świadków tych wydarzeń, Niemcy kazali mu wykopać dół i nad nim go zamordowali.

Inny z kolei chylonianin, weterynarz o nazwisku Moza miał… papugę. Każdemu wchodzącemu mówiła ona po niemiecku “Guten morgen” lub “ Guten tag”, albo też “Herein!” (proszę wejść!). Właściciel papugi mieszkał tuż obok budynku policji (ul. Chylońska 76).

Na ul. Chylońskiej 55 w okolicy dzisiejszego pubu “Titanic” znajdowała się dzielnica luterańska. Sam budynek pubu i spory obszar wokół niego były własnością rzeźnika Otto Banduscha. Miał on dom, oborę, stodołę, sklep oraz warsztat rzeźnicki. Niedaleko niego mieszkał stolarz Emil Fischer, który zaginął w czasie II w.św. Ewangelikami były także mieszkające po przeciwnej stronie rodziny Sornów (później wyemigrowali do Niemiec) i wspomnianych wcześniej Mozów.

Między ulicami Św. Mikołaja a Morską znajdowały się wspaniałe tereny ogrodowe. Były one własnością ogrodników: Grych, Klepka, Tyczewski i Torchalski.

W Chyloni były dwie kuźnie. Jedna z nich znajdowała się na rogu ulic Chylońskiej i Św. Mikołaja i była własnością Sztarnickiego. Właścicielem drugiej był Wasilke i znajdowała się w głębi ul. Chylońskiej w kierunku na ul. Pucką. Dwóch Konkolów było kołodziejami (prawa strona ul. Chylońskiej), podobnie Sprechtka (ul.Chełmińska), Karczewski-rzeźnikiem (róg ul. Chylońskiej i Św. Mikołaja), Simon – szewcem (koło Konkolów), a Dzienisz (przy rogu ul. Chylońskiej i Starogardzkiej) i Klawikowski (koło SP 10) – piekarzami. Brzezińscy mieli sklep żelazny i sprzedawali opał (prawa strona ul. Chylońskiej).

Właścicielem tartaku, znajdującego się między ul. Pucką a dworcem w Chyloni, był płk Bełdowski; Górnego Młyna, na ul. Chylońskiej 28, Kriesel; Dolnego zaś, za torami kolejowymi na Leszczynkach, Orzeł. Karczmy należały do Vossa (Chylońska 25), Semmerlinga (Chylońska 46) oraz Sokołowskiego (Dwór Lipowy).Dyrektorem szkoły był Antoni Głombiowski, a proboszczem parafii św. Mikołaja-Franciszek Mengel. Właśnie u proboszcza były ponoć najsmaczniejsze śliwki…

Pierwszy lekarz w Chyloni nazywał się Kamiński i mieszkał u rodziny Dobków (okolice rzeźni Banduscha). Dentystami byli Binerowska (mieszkająca na rogu ulic Chylońskiej i Starogardzkiej) oraz Rekowski (przyjmujący w domu Jasińskich przy ul. Chylońskiej).

W Chyloni była również Straż Pożarna ( na ul Lubawskiej), wędzarnia ryb Sędkowskiego (ul. Pucka za przejazdem), fabryka octu i kiszonek Nagórskiego (okolice dzisiejszej GSM na ul. Helskiej). Na rogu ul. Wiejskiej i Gniewskiej była także ochronka prowadzona przez dwie siostry ( siostra przełożona i siostra Ludwika).

29 kwietnia 1930 r. rozporządzeniem Prezydenta RP Ignacego Mościckiego Chylonia, razem z Redłowem, została włączona do Gdyni. Stało się to przy ciągłym, ostrym sprzeciwie Rady Gminnej Chyloni. Już na posiedzeniu w dniu 17 października 1925 r. Rada postanowiła “14 głosami przeciw 2. nie zgodzić się na włączenie Chylonji do Gdyni”. Dwa lata później Rada zajmowała się tym samym problemem. Tym razem decyzja Rady była jednogłośna: “Uchwala się jednogłośnie nie przystąpić do miasta Gdyni. (…)Rada Gminna motywuje uchwałę swoją tem, że Gdynia ma chwilowo pod dostatkiem terenu na rozbudowę i Chylonja, jako jednostka samorządowa jest w stanie utrzymać się o własnych siłach i przez przyłączenie do Gdyni powstałyby dla Chylonji dotkliwe ciężary i utrudnienia pod względem administracyjnym”. Stanowisko Rady Gminnej nie miało jednak znaczenia- Chylonia i tak stała się częścią Gdyni.

Jednym z głównych celów dla Chyloni była budowa nowego, dobrze wyposażonego budynku szkolnego. Dotychczas zajęcia odbywały się w kilku miejscach: w Skansenie (2 sale), w domu Vossa przy ul. Chylońskiej 91 (2 sale), w dwóch domach J. Wittbrotowej (2 sale) i w baraku na tzw. Polance, będącej własnością Vossa (2 sale). W sumie było więc 8 sal lekcyjnych rozmieszczonych w pięciu miejscach. Dzierżawa tych pomieszczeń kosztowała miasto rocznie 8 200 zł. Wyposażenie tych sal było jednak dalekie od oczekiwań, o czym świadczy pismo kierownika szkoły Antoniego Głombiowskiego do Komisariatu Rządu w Gdyni z dnia 1 marca 1932 r. : “Dla nowo urządzonych dwóch klas u p. Vossa brakną następujące sprzęty szkolne: 18 ławek, 2 tablice, 2 katedry, 2 szafy, 2 krzyże, 2 obrazy p. Prezydenta, 2 obrazy p. Marszałka, 2 kosze do papieru, 60 kałamarzy, 2 spluwaczki i wieszaki”.Jednak zanim wynajęto pomieszczenia od Vossa sytuacja była jeszcze gorsza. W piśmie do Inspektora Szkolnego z Wejherowa do wspomnianego wyżej Komisariatu Rządu wGdyni z 13 października 1931 r. można się dowiedzieć, że nauka odbywa się na trzy zmiany, co odbijało się “ bardzo ujemnie na stanie zdrowotno-higienicznym dziatwy i bardzo ujemnie na samej pracy wychowawczo- dydaktycznej”.

Dnia 1 września 1935 r. oddano do użytku nowoczesny budynek szkolny przy ul. Morskiej 192. Zbudowała go firma “Inż. E. Morawski i Spółka”. Był to budynek, w którym znajdowało się 8 sal lekcyjnych – stanowił więc połowę dzisiejszego. Tego samego dnia zarządzeniem Kuratorium Okręgu Szkolnego Poznańskiego (!) zorganizowano we wspomnianym wcześniej budynku 7-klasową publiczną szkołę powszechną nr 10 w Gdyni Chyloni. Jej pierwszym kierownikiem został Franciszek Kortas (Antoni Głombiowski zakończył swoją pracę w szkole 30 czerwca 1933 r. , a przez następny rok kierował szkołą niedawno zmarły Eugeniusz Brach, który wrócił na stanowisko tuż po II w. św.). 4 listopada 1937 r., pismem Inspektora Szkolnego, przemianowano publiczną szkołę powszechną nr 10 na publiczną szkołę powszechną stopnia III.

Przed wojną w weekendy w okolicach dzisiejszej fermy lisów (na tzw. polance Vossa) w lesie odbywały się od kwietnia do września zabawy chylońskie. Wspólnymi organizatorami były osoby prywatne i stowarzyszenia dzielnicowe (np. gołębiarze); każdy za coś był odpowiedzialny. Ludzie bardzo chętnie na to przychodzili i po dziś dzień mieszkańcy Chyloni wspominają z sentymentem te rozrywki.
Inną formą przyjemnego spędzania wolnego czasu były coroczne dożynki. Organizowano je w dwóch miejscach. Pierwsze znajdowało się na Meksyku, na lewo od wyjścia z tunelu, drugie zaś na składowisku drewna z tartaku (pole Vossa) w miejscu, gdzie stoją dzisiaj bloki przy ul. Chylońskiej 111 – 117.

Jeśli już mowa o Meksyku, to warto wiedzieć, że autorem owocowych nazw ulic w tej części Chyloni (takich jak Agrestowa, Porzeczkowa czy Wiśniowa) był inżynier Józef Budziakowski. A owocowych ulic na Meksyku jest aż 15. Inż. Budziakowski jest autorem wielu nazw ulic w całej Gdyni oraz nazwy jednej z dzielnic, Orłowa.

II wojna światowa w Gdyni kojarzy nam się przede wszystkim z obroną Kępy Oksywskiej. Ale i nazwa Chyloni pojawia się i przy tej okazji, a to za sprawą pociągu pancernego Smok Kaszubski. Budowniczymi jego w przededniu wojny byli pracownicy Warsztatów Portowych Marynarki Wojennej na Oksywiu z inicjatywy kapitana marynarki Jerzego Błeszyńskiego. Pociąg składał się z lokomotywy obudowanej płytami stalowymi, dwóch opancerzonych wagonów, dwóch węglarek i platformy z narzędziami i szynami. Uzbrojono go w działka kaliber 37 m i karabiny maszynowe. Jego dowódcą został wspomniany kpt mar. Błeszyński, a po jego zranieniu, zakończonym śmierciąw szpitalu, porucznik marynarki Florian Hubicki. Obsługa została wyznaczona spośród gdyńskich kolejarzy. W dniach 6-12 września 1939 r. Smok Kaszubski wspierał Polaków w rejonie Wejherowa, Redy i Rumi. W czasie postoju, w dniu 12 września, koło stacji kolejowej w Chyloni, został zaatakowany przez grupę niemieckich bombowców i ciężko uszkodzony. W ten sposób słynny pociąg pancerny zakończył swój szlak bojowy właśnie w Chyloni. Chylońscy mężczyźni zostali przez Niemców zgromadzeni w szkole (nr 10) i stamtąd przewiezieni do Wejherowa, później Luzina i Starogardu, by w końcu trafić do oflagów (Woldenberg/Dobiegniew) i II D (Borne/Grossborn).

Po zajęciu Polski Pomorze Gdańskie, podobnie jak Kujawy, Wielkopolska, Górny Śląsk i część Mazowsza, zostało bezpośrednio przyłączone do III Rzeszy. Pierwszym niemieckim sołtysem Chyloni (Kielau) został rzeźnik Otto Bandusch. W pamięci mieszkańców zapisał się jako ten, który roztoczył opiekę nad rdzennymi mieszkańcami Chyloni. Jeśli któryś z nich został aresztowany lub wysłany do obozu, Bandusch zrobił wszystko, żeby tego kogoś uwolnić. Mieszkańcy stwierdzają również, że nie było żadnych przeszkód ze strony Niemców np. w chodzeniu do kościoła.

Wyzwolenie przyszło w poniedziałek 26 marca 1945 r. od strony Witomina. Wojska radzieckie i polska 1 Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte wzięły wtedy do niewoli ponad 7 tysięcy żołnierzy i oficerów niemieckich od Grabówka po Rumię.

Okres PRL-u w Chyloni to przede wszystkim wzrost liczby mieszkańców i, co za tym idzie, pojawienie się całej rzeszy ludzi obcych, którzy przybyli na Wybrzeże za pracą. Ale pracy w Chyloni było niewiele głównym miejscem zatrudnienia były gdyńskie stocznie.

Chylonia dzięki polityce władz stała się sypialnią Gdyni i prowincjonalną jej dzielnicą. Powstała cała rzesza wieżowców i bloków, co zaowocowało liczbą 21 tysięcy mieszkańców w roku 1970.

Ale za wielkością zaludnienia nie nadążało zapewnienie im możliwości przyjemnego spędzania wolnego czasu. Fakt, że funkcjonowało kino “Promień”, ale każdy kto w nim był pamięta pewnie “komfort” oglądania tam filmów. Były biblioteki, boiska (różnej zresztą jakości), nie było za to sali gimnastycznej z prawdziwego zdarzenia, jaką posiadała np. SP nr 31 w sąsiedniej Cisowej. Potrzeby religijne, które zresztą nie były w cenie u władz, miała zaspokajać leżąca na skraju dzielnicy parafia pod wezwaniem św. Mikołaja. Oczywiście w rzeczywistości robiły to dodatkowo jeszcze parafie pw. Przemienienia Pańskiego w Cisowej i pw. Matki Boskiej Różańcowej na Demptowie. Dopiero głęboki schyłek komunizmu przyniósł ze sobą zgodę władz na powstanie drugiej chylońskiej parafii pw. św. Jana Chrzciciela i błogosławionego (niedługo później już świętego) brata Alberta.

Bardzo bolesny dla mieszkańców był również kompletny brak troski władz o wygląd dzielnicy. Chylonia nie miała czym przyciągać ewentualnych odwiedzających, bo szarość i brud nie świadczyły nigdy o atrakcyjności jakiegokolwiek miejsca. Pamiętające jeszcze czasy swojej świetności za czasów II Rzeczypospolitej i zaborów kompleks Banduscha i Dwór Lipowy popadły w ruinę i nic nie dawało nadziei, że coś się w tej kwestii zmieni. Także Chylonka przestała przypominać rzekę o przejrzystym nurcie. Meksyk stał się synonimem miejsca zapomnianego przez Pana Boga. Ulice Zamenhofa i Opata Hackiego budziły grozę. Boiska szkolne były chętnie odwiedzane przez pijaków. Ale dla władz problem nie istniał.

Wraz ze wzrostem liczby mieszkańców powstały trzy nowe szkoły podstawowe oraz dwa przedszkola. W ciągu kilkudziesięciu lat do przedwojennej Szkoły Podstawowej nr 10 dołączyły inne: nr 5 (rok założenia 1947), nr 36 (1970) oraz nr 40 (1978). W latach 70-tych zaczęły funkcjonować również 2 wspomniane wyżej przedszkola: nr 27 (od 1973) oraz nr 31 (od 1977). Wśród wymienionych placówek oświatowych najdziwniejszą historię ma Szkoła Podstawowa nr 5 (dzisiaj Zespół Szkół nr 3), którą miałem przyjemność lat temu kilkanaście ukończyć. Rodowód jej sięga jeszcze okresu międzywojennego, kiedy to 6-klasowa “Publiczna Szkoła Powszechna Nr 5 Gdynia Chylonia” najpierw faktycznie mieściła się na terenie Chyloni i Demptowa (nauka odbywała się w czterech punktach oddalonych od siebie nawet o 3 kilometry). Jednakże wobec katastrofalnego stanu głównego budynku szkolnego decyzją władz oświatowych placówkę zamknięto i przeniesiono ją do baraku mieszczącego się na Grabówku przy ul. Dreszera 19. Kierownikiem szkoły w tym czasie był pan Franciszek Poćwiartowski. Po wojnie szkołę z powrotem przeniesiono do Chyloni.

Największym sukcesem okresu PRL-u w Chyloni było wybudowanie w latach 80-tych kompleksu obiektów sportowych Ogniska TKKF “Checz”, na które składały się: pełnowymiarowe boisko trawiaste, boczne boisko treningowe, asfaltowe boisko wielofunkcyjne, trzy korty tenisowe oraz parterowy pawilon. Kosztowało to wiele zabiegów, ale w końcu zakończyło się pomyślnie. Kierownikiem “Checzy”od samego początku po dziś dzień jest pan Roman Bieszke (również radny Rady Dzielnicy Chylonia). Dzisiaj na boisku tym grają zawodniczki żeńskiej drużyny piłki nożnej “Checz”, które od nowego sezonu będą występować znowu w I lidze!

Autor: Mariusz Zaborowski